[Cz. I]. Szła ciemną, ponurą ulica. Nie wierzyła już w nic. Straciła fundament życia. Najchętniej weszłyby wprost pod jadący samochód. Ale to nie na tym polegało. To polegało na przetrwaniu mimo wszystko. I ten moment, gdy rażące światło ją oślepiło. Ś M I E R Ć. Obudziła się w naleje sali. Drzwi, ściany, łóżko, szafki nawet okna były białe. To wszystko, aż raziło po oczach. ''-Witam Panią'' Do sali weszła kobieta, jej biały strój również oślepiał. ''-Kim pani jest ? Gdzie jestem ? Co się dzieje ?!'' - Wrzeszczala, krzyczała jak opętany. ''-Spokojnie dziecko. Jesteś na dotyku. Twoje uzależnienie zaszło za daleko'' ''-Jakie uzależnienie, co pani może o tym wiedzieć...'' Łucja odparła tym razem spokojnie. Jedynie z obojętnością w głosie. ''-Łucjo jesteś uzależniona od używek i mu...'' - Łucja nie pozwoliła jej dokończyć. // zdefiniujmymilosc
|