wystarczył jeden wieczór i całe moje dotychczasowe starania legły w gruzach. sam jego widok przyspieszył serce, otworzył świeżo zasklepione rany. wystarczył jeden dotyk, jeden uścisk, a łzy momentalnie wezbrały się w oczach. tak dobrze znany zapach, dobrze znane ciepło, głos, śmiech, uśmiech, oczy. to wszystko przynosiło ze sobą masę wspomnień, masę chwil, które staranie próbowałam wymazać z pamięci. bałam się, wiesz? bałam się, że alkohol może zatrzeć moją asertywność, że może po raz kolejny zamroczyć umysł, który był wystarczająco uśpiony przez jego sztuczki. sentyment, to tutaj tkwi sedno, o to w tym chodzi. nadal pewna cząstka mnie, uśpiona, zapomniana, potrzebuje jego obecności, potrzebuje tej świadomości, że on pamięta. i choć nienawidzę siebie za to, nie umiem z tym walczyć. jestem za słaba, tak bardzo za słaba.
|