Mogę cofnąć się milion kroków do tyłu, może znów być listopad, mogę znów być w jego ramionach, ale w końcu otworzę oczy, znów będę siedziała skulona wśród czterech ścianach, a on po prostu zniknie. Mogę siedzieć godzinami na tej ławce, ale on nie przyjdzie. Znajoma gula w gardle blokuje przepływ powietrza, krztuszę się łzami, uciekam, gubię się, upadam. Ciemność otula mnie do snu, uwielbiam ją, ale teraz próbuję nie dać się otumanić, chcę świata o barwie niebiesko-zielonych tęczówek. Znasz to uczucie? Kiedy nagle zatrzymujesz się, sekundy upływają jak szalone, ale to dla Ciebie nie ma znaczenia. Uświadamiasz sobie, że nigdy nie cofniesz czasu, nigdy nie będziecie razem. Nigdy jest wiecznością, to boli, cierpię, nie widzisz? Nicość przebija moje załatane serce, krzyczę szeptem, ale nikt mnie nie słyszy. Wiję się z bólu, umieram? Ciemność, nicość, wieczność, tylko to mnie otacza.
|