Rozwalony kok, brak makijażu, ukochany sweter, wytarte jeansy, znoszone skarpety. Niby ja, a zupełnie nie jak ja. Tak jak kocham najbardziej, jednak zupełnie nie tak jak postrzegają mnie inni. Gorąca herbata z mlekiem, ulubione ciastka, paczka black devile, szklanka z drinkiem z barku rodziców. W tle Bonson. Pada śniegu, znów wszystko zasypane, chyba Bóg karze nas za grzechy. maybe. znów nie odbieram telefonu, sama siedzę w tym pustym pokoju. Ale już nie płaczę, chyba , przynajmniej na razie. Jestem szczęśliwa? może tak, może niekoniecznie? a może to całe moje szczęście jest takie ulotne jak dym z mojego papierosa? eh... zaraz przyjdzie zgraja znajomych wyciągnąć mnie gdzieś . idę założyć maskę "prawdziwej mnie"
|