jeszcze drgnienie kolan, wapienne płaty
zdrapywanej sadzy, przeguby autobusów
zatopione w połowie drogi jak wzdęte, brunatne
mątwy. i lato. metropolis. pożegnanie z kimś
nad taflą mętnej wody, od której skóra zwija się
i marszczy. ta anatomia radiowych fal,
szum wylewanych mydlin - ten obłęd,
utrata, bo w tej pogoni przez oblizane miodowym
językiem wsie, rzeki odbite w wywróconych
źrenicach, delikatnie wybierając narzędzia,
szła śmierć - wieczna dziewczynka,
której nikt nie pojął.
ty też nie pojmiesz. nie w tym rzecz.../ redowskaa
|