Ona leży na ziemi, płacze, zalała się łzami On wierzy że się nie zmieni raczej, poniżała za nic Nie mogą ciągle żyć z tymi wrzaskami W końcu trzeba przeciąć nić, on trzaska drzwiami .Na dworze szklana pogoda płynące maskuje łzy Boże po co ta przeszkoda ?! Codziennie czuje wstyd Ona widzi we mnie wroga, podłym gestem rani! Ja tak bardzo ją kocham, przecież nie jestem ze stali! Butelka w jego dłoni to nie żadne antidotum Ukochana dzwoni, wracaj skarbie do domu On odrzuca rozmowę, jednak postanowił powstać Obiera drogę, zmierza tak gdzie przytrafił się koszmar .Ona rzuca się w ramiona, zdejmuje jego spodnie Cała płonie, rozpalona, siada na niego wygodnie Robią to na podłodze, pieprzą się jak zwierzęta Ona krzyczy-dochodzę!
|