Potrzeba akceptacji tak wielka, ze dopuszczenie do siebie innych ludzi, szczególnie na czyich zdaniu zależy najbardziej graniczy z cudem. Ta ogromna niepewność, czy osoba z ktora przebywam nie meczy się ze mną? Aż zaczynam męczyć się sama pragnieniem akceptacji, to silniejsze ode mnie. Na ogol staram mieć się wyjebane. I tak, bardzo dojrzałam przez te parę lat, jednak zdarzają się chwile gdy jest cudownie,lecz boje się tego zepsuć i zaczynam się zastanawiać nad sobą. Jestem człowiekiem z ciężkim charakterem, potrzebuje akceptacji, a moze wcale jej nie chce? Człowiek z tyloma przeciwnościami... Może to środowisko wpoilo mnie, ze ludzie są istotami społecznymi? Może rak na prawdę nie lubię ludzi, lecz boje się przyznać przed sobą? Możliwe, ze zależy to od dnia...
|