codziennie popełniałam jakiś błąd będąc z nim. wszystko uciekało mi spod kontroli.. zaczęłam wchodzić w złe towarzystwo, wszystko się coraz bardziej zmieniało, aż było już naprawdę źle. nie wiem, kiedy i jak to się stało, ale była chwila, że kompletnie poddałam. zaczęłam ponownie uciekać w przeszłość, w to wszystko co sprawiało mi niegdyś radość, a następnie pozwalało jakoś odciąć się od reszty. zmieniałam swoje przyzwyczajenia, stałam się bardziej buntownicza, aż w końcu wszystko zwyczajnie dla mnie straciło cały swój sens. nie było dla mnie wtedy już przyszłości. po prostu ona nie istniała w moim życiu. liczyła się wyłącznie teraźniejszość, walka o chwilowe przetrwanie. lecz i to nawet po pewnym czasie przestało mieć znaczenie.. brnęłam we wszystko co złe coraz bardziej i nie przejmowałam się opinią innych, a powinnam. bo dopiero po uwolnieniu się od tamtego życia zobaczyłam, jak bardzo się zniszczyłam...
|