Siedzę na sofie, patrząc na telewizor, leci jakiś denny film, nie oglądam go, stwarzam pozory i myślę. Obok siostrzenica, uśmiechnięta nad kolorowanką, stara się nie wyjechać za żadną linię. Do oczu napływają mi łzy. Widząc jak się uśmiecha, wiedząc jaka jest, zaczynam rozumieć, jak bardzo tęsknię za tymi czasami, jak cholernie brakuje mi tego uśmiechu do kartki papieru, tego starania się, by miś był idealnie pokolorowany, by nie miał wad. Tego jak biegałam po podwróki bawiąc się w berka, krowę, państwa miasta, jak biegałam po cukierki na wagę, byleby podzielić się ze znajomymi. Wiele się zmieniło. Kiedyś nie było dnia, bym siedziała w domu, teraz coraz żadziej jest dzień kiedy wychodzę. A starania o to, by nie wyjechać za linię, zamieniłam na starania, by nie przekroczyć granicy, która jest dla mnie końcem istnienia.
|