Patrzysz w góre, i widzisz malutkie tańczące z grozą cienie. Pajęczyny są całe mokre, a Twoje ręce całe we krwi. Twojej krwi. Nie robisz nic, zamiast tego zaczynasz się śmiać. To coraz szybszy histeryczny śmiech. Zaczynasz wariować. Twoje serce bije coraz szybciej, pompując coraz więcej krwi. Z ran wypływa jej coraz więcej, a Twoje oczy błądzą po całym pomieszczeniu. Jest ono małe, całe brudne i skażone. Śmiejesz się. Następnie płaczesz. Płacz ten jest nie szczery. Cała ta sytuacja niczego Cię nie nauczyła. Plujesz sobie w twarz. Napotykasz ostry kawałek szkła. Łapiesz go w dłoń, i ściskasz. Twoja dłoń zaczyna krwawić. Nie myślisz o niczym innym,jak tylko gdzieś go sobie w bić. I tu sie pojawia wybór. Gdzie? W mózg, czy prosto w serce? Jest na tyle długi, że dosięgnie wszystko. Zastanawiasz się, i coraz bardziej opadasz z sił. Nie możesz już racjonalnie myśleć. Wszystko Ci się miesza i zamazuje. Upadasz. Po raz kolejny. Nie masz już sił. Umierasz w męczarniach.
|