I chyba powoli zaczynam ogarniać swoje życie. Już nie zaczynam dnia od fajka i nie kończę flaszką. Zasypiam bez wszelakich wspomagaczy i przesypiam większość nocy. Nie czuje potrzeby najebania się w środku tygodnia by dotrwać do weekendu. Powoli zaczęłam się godzić z jego śmiercią i z odejściem kilku przyjaciół. Wiem, że to nie moja wina, czasem tak bywa, że ludzkie drogi się rozchodzą. W końcu przejmuje się swoim życiem, a nie czyimś innym. Zrozumiałam kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto mnie wykorzystuje. Odstawiłam imprezy na dalszy plan by zadbać o swoja przyszłość - o dobrze zdaną maturę i wymarzone studia.
|