każdego poranka, gdy wstaję upadam. jestem silna, a jednocześnie pozbawiona jakiejkolwiek siły do życia. brakuje mi tej odwagi, która pozwoliłaby mi na wybicie się z tego świata, który sprawiłby, że mogłabym udowodnić ludziom, że czuję się zdecydowanie lepiej, bezpieczniej? mogłabym również pokazać to czego się nauczyłam przez ostatnie miesiące, które nie oszczędzały mnie w dotkliwych lekcjach. mogłabym bronić mi najbliższych ludzi przed tym złem, prawda? a jednak nie jestem w stanie nic na razie zrobić. bo dopóki sama nie ułożę sobie życia, tego, jak mam postępować, to nie zmienię tak naprawdę nic. nie odciągnę kogoś mi bliskiego od tego co jest tak niszczące, co skraca życie... przecież tak się nie da. nie można pomóc komuś, jeżeli człowiek nie radzi sobie z własnymi problemami, bo taka ucieczka pogarsza jedynie sprawę. sprawia, że człowiek gubi się coraz bardziej, a mętlik powstający w jego głowie niszczy wszystko co wokół zostało stworzone.
|