Siedzę na łóżku z podkulonymi nogami, a na drugim końcu on. Patrzymy na siebie i cierpimy. Nigdy nie byliśmy dalej, nigdy materac nie był tak szeroki i tak perfekcyjnie dzielący. Więc tak wpatrujemy się w siebie i analizujemy. Pomimo kłótni ciągle jesteśmy razem, pomimo moich scen zazdrości on nadal jest tuż przy mnie chociaż wiem, że w środku go rozkurwia od moich bezpodstawnych fochów. Zbliża się nieśmiało, marszczy pościel i koniuszkiem palca trąca moją dłoń. -No ale weź się nie gniewaj już. -Wzruszyłam ramionami i wypuściłam głośno powietrze z płuc. -Wiesz, że bez Ciebie nie mogę? -Chwila ciszy i jego smutny głos. -A wiesz, że bez Ciebie nie chcę? -A potem atakuję go milionem pocałunków, a znajomi mówią, że jesteśmy pojebani, bo kłócimy się niemalże non stop, mówimy, że to koniec, a potem wracamy do siebie z tym samym uczuciem w sercu./esperer
|