-Siema, jak tam?
- Źle. Okropnie. Czuję się jak szmata, jak jakieś najgorsze ścierwo. Bo okłamałam własną matkę. Ale co miałam jej powiedzieć? "Tak, upiłam się mamo." Nie. Wolałam ja okłamac i siedzieć i patrzeć w przestrzeń i udawać, że nie czuję a tak na prawdę to czułam to wszystko aż za bardzo i przekonywać ją, że jestem wyuzdana z uczuć, perfidna i mam wszystko głęboko w dupie. Wolałam, bo tak było dla mnie łatwiej. Jestem tchórzem i brak mi odwagi, aby przyznać się do tego, o co mnie oskarża. A teraz żałuję, cholernie żałuję, bo powiedziałam, że nie obchodzi mnie jej zaufanie. Zatracam się w tym wszystkim, bo nawewt nie widzę niczego strasznego w tych słowach, a ją to bolało. W sumie ją wszystko rani. Ale czy to nie powinno? Nie wiem. Zapomniałam dodać, że mam ochotę znów się pociąćć i to zrobię. Bo znów mnie nachodzą te myśli. Bolą mnie jej bezpodstawne oskarżenia, że palę, jak dziś nic nie paliłam. / cz.1
|