potrzebuję tlenu w postaci czyjś ramion. długiej ciszy, której nie przerwie żadne kazanie, rzekomo cenna rada, czy niepotrzebne pytanie. potrzebuję po prostu czyjegoś oddechu za uchem i pleców, za którymi się schowam. tacki i noża. i może jeszcze jakiegoś starego obrusa, abym czasem nie ubrudziła ci krwią wszystkiego co w pobliżu, kiedy będę przecinać i przyprawiać wódką swoje serce
|