|
Idę przez połowę miasta do wybranego celu,nie jestem pewna czy trafię tam,gdzie powinnam ale idę. Potykam się o własne nogi setki razy,leżący śnieg i chlapa uniemożliwiają mi szybkie tempo kroku,spacerek.Pamiętam ten budynek,tak powinnam iść prosto.O,to też,chyba prosto.Mijam knajpę,w oczy rzuca mi się park i most-trafiłam,po roku dotarłam do tego samego miejsca w którym stałam rok temu.Chyba nigdy nie pozbędę się nawyku pisania markerem po mostach,zostawiania śladu swojej obecności.Kilka słów i starta łza,wzrok wbity w kaczki pływające po wodzie.Za moimi plecami auta dążące do celu,przy moim boku obcy chłopak spoglądający niepewnie na mnie,zwalnia kroku. Drgnięcie warg jakby cisnęły mu się na usta słowa,wyjęcie dłoni z kieszeni i słuchawek z uszu.W myślach błagam, by sobie poszedł.Nie patrz w moje oczy, nie ujrzysz w nich nic prócz bólu i tkwiących łez,idź dalej,nie patrz.Wzdycha i odchodzi,a ja nadal patrzę w próżnię,spoglądam w dal i nie czuję nic,piękne są te bulwary okryte bielą.
|