Na pewnym etapie życia następuje czas, w którym ze wszystkiego musimy się komuś tłumaczyć. Masa zobowiązań, które wyrzygujemy na poduszkę podczas codziennej pobudki doprowadza nas w końcu do rozstroju żołądka i w rezultacie chęci śmierci.
Niby nikogo nie obchodzimy, snujemy się od rana do wieczora sami jak palec i wykonujemy rutynowe zajęcia. Niby tak to wygląda. Ale spróbujcie tylko nie wstać któregoś dnia, przykryć się kocem i przewrócić na drugi bok. Zbuntujcie się. I mogłoby wówczas dziwić, że telefon nagle zaczyna dzwonić. Mogłoby dziwić, że w końcu ktoś się nami zainteresował. Mogłoby. Gdyby owa troska nie okazała się jedynie krwiożerczym polowaniem naszych katów, którzy zdezorientowani brakami w swej owczej trzodzie, pokazują kły.
|