Umiesz spierdolić wszystko. Dosłownie wszystko. Moje życie, które jakoś sobie poukładałam przez te kilka miesięcy bez Ciebie. Tą harmonię i ład. Bo się znów pojawiasz. Wiesz co, myślałam, że to, co do Ciebie czułam może już mi przeszło, nie do końca, ale przeszło. Nauczyłam się o Tobie nie myśleć. Zanadto. Aż tyle co kiedyś. I dobrze mi szło. Szło mi zajebiście. Byłam z siebie dumna. No, nie do końca. tęskniłam za tym, że nie mogę o Tobie myśleć, marzyć, bo sobie na to nie pozwalałam. Byłeś jak zakazany owoc. I czasami o Tobie zapominałam. Coraz częściej. Jakoś przecież musiałam zacząć żyć. Ale wiesz co, kiedy Cię tylko zobaczyłam, zrozumiałam, że to co do Ciebie czułam wcale nie było czymś tak krótkotrwałym, że to będzie trwało dłużej. I bałam się. O siebie. Jak znowu zdołam to przezwyciężyć i pokonać. I wiesz... doszłam do wniosku, że nie dam rady. Nie po raz kolejny. To za bardzo boli. Nie mogę tak. Nie mogę żyć bez Ciebie, ani z Tobą. I gdzie tu jest rozwiązanie? /sickoftheworld
|