Musiałem chyba wstrzymać oddech. Sam nie wiem. Zadygotałem. Bo ja wiem. Przez chwile nie mogłem pozbierać myśli ale to nie było nic nadnaturalnego, tylko samo cierpienie i świadomość, że on tam jest, wyraźnie widoczny, namacalny. Oczekuje czegoś ode mnie, przebył długą drogę, przetrwał w tej efemerycznej postaci dostatecznie długo, by wymóc na mnie obietnice. - Kochasz mnie. - [...] To nie było pochlebstwo. Chodziło o coś więcej niż tylko o mnie. - Pasja - odparłem szeptem. - To ta twoja pasja.
|