Wychodzę z domu, dookoła widzę brud
Tu gdzie nie dociera słońce i dzieci czują głód
To nie góra to spód, obłuda, smutek, chłód
Na ulicach ból, rządzi nim martwy król
Powodów w chuj by ubrać gazową maskę
Wyjść na ulicę i sięgnąć po to co nasze
Jebać ich łaskę, chcą abym czuł się winny
Za to, że mój światopogląd od reszty inny
Ciągle stoimy za prawem do wolności
To my dzieciaki ulic pozbawione młodości
Toczymy ciągłą walkę o namiastkę radości
By każdy z nas nigdy już nie musiał pościć
W obliczu złości do ręki biorę kamień
By odebrać to co nam było odebrane
Nie poddamy walki choćby nadejdzie kraniec
Padniemy jak te kamienie rzucone na szaniec
|