Leżąc o dwunastej na kanapie pomyślałam ile rzeczy bym mogła zrobić w tym czasie, ile zmienić, ale nie wstałam, tkwiłam tak dalej, dogodnie układałam swoje ciało pod grubym kocem i wpatrywałam się w sufit, po czym znużona przymykając powieki, zwyczajnie usnęłam. Nieznośny hałas zerwał mnie ze snu, tak, powinnam wstać. Na zegarze jeden sześć zero zero, chodźmy się przejść powiedziałam, łapiąc słuchawki w dłoń. Brr, przeraźliwe zimno. Para z ust i przezroczyste myśli pełne uczuć, moje towarzystwo w drodze do parku. Odwiedziłam stare zakątki miasta, usiadłam na ławce i słuchałam piosenek,do czasu aż padła mi bateria.Nawet nie zorientowałam się,że byłam tam dwie godziny,na osamotnionej alejce pod ciemnym niebem i krajobrazem,który przyozdobił delikatnie prószący śnieg, uświadamiający mi konieczność bycia przy Nim,jak najbliżej Jego ciała i przenikająca myśl,że być może w tym momencie także spogląda w niebo i podobnie jak ja szepce,że tak bardzo mu zimno,ale jeszcze mocniej tęskni./dzekson
|