przychodziła do mnie każdego wieczora, siadała na łóżku i wołała obok, rozmawialiśmy godzinami. Kochałem jej obecność, a samotność była moim wrogiem. Mogłem się jej wygadać, problemy nie zabijały mnie już od środka. Potem kładliśmy się do łóżka i leżeliśmy tak wpatrzeni w siebie, nie oczekiwaliśmy od siebie niczego więcej prócz obecności, prócz serca obok, które dawało siłę drugiemu i pomagało wciąż pompować tą krew. Rano budząc się widziałem jej uśmiech na twarzy i już wiedziałem, że będzie ze mną zawsze./SR
|