widywałam go gdzieś w tłumie, na ulicy, w kościele, na cmentarzu, w sklepie, w samochodzie, gdy przejeżdżał obok mojego domu. widywałam go bardzo często, za każdym razem mi machał, czasami zatrzymywał się, żeby pogadać albo powiedzieć zwykłe "cześć". po 4 miesiącach zaczął do mnie przyjeżdżać, po kolejnych dwóch zostawał już na noc. spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwile, każdy weekend, wakacje, ferie i wszystkie święta i inne wolne dni. czasami zapominałam jak wygląda mój własny dom, bo tyle czasu spędzałam w jego. po 3 latach wszedł do mojego pokoju i powiedział "wczoraj wieczorem zastanawiałem się czy Cię kocham i doszedłem do wniosku, że już nie... musze odejść, nie chce Cię ranić, wybacz." wyszedł z mojego domu, a ja zostałam w tym pokoju, w sumie nadal w nim tkwie. nie wiem jak, nie wiem z jakiego powodu. nie wiem, nie powiedział mi co mam zrobić, nie powiedział jak mam żyć... nawet Bóg nie potrafi mi pomóc, a wierze w niego z całych sił... w mojego ukochanego też tak wierzyłam..
|