Był mentolowym, papierosowym dymem. Niedającymi się domyć śladami farby na dłoniach i posłanym nieznajomemu zmęczonym spojrzeniem niebieskich oczu. Czarnym, puchatym kotem i zagiętymi rogami w książkach. Był podartym biletem do teatru i znalezionym guzikiem. W połowie pustą butelką whiskey o czwartej nad ranem. Spalonymi resztkami jej listu i szczoteczką do zębów, którą zostawiła, odchodząc w pośpiechu. Pękniętym lustrem w przedpokoju i gitarą ze rdzewiejącymi strunami. Pustym woreczkiem po kokainie, a także starą płytą Beatlesów.
W gruncie rzeczy to wszystko, czym był. I wszystko, co po nim pozostanie.
|