[1] Była zima. Popołudniowe niebo nie różniło się już niczym od tego nocnego. Światła miasta odbijały się w śniegu i lodzie, który zalegał na chodnikach i ulicach. Zupełnie jakby ktoś obsypał całe miasto brokatem. Dwunastostopniowy mróz dawało się odczuć wyraźnie przy każdym wdechu. Na salce nigdy nie było upałów i wiadomo było, że mimo ogrzewania będzie panował tam chłód. Było to dobrą motywacją, by przyłożyć się do rozgrzewki, nawet jak ma się lenia i totalną niechęć do wszystkiego i wszystkich. Ten trening był chyba wynagrodzeniem za cały okropny tydzień, a bynajmniej dla mnie. Dwie godziny jazzu. Taniec, który najbardziej sobie upodobałam i przychodził mi najłatwiej. Na co dzień nie okazuję emocji, trzymam wszystko w sobie i zżera mnie to od środka. Ale w tańcu możesz pozwolić sobie na luksus bycia sobą. Po rozgrzewce i nauce choreografii zgasło światło. Instruktorka powiedziała szeptem co teraz nastąpi. Wywołała mnie. / zamilczkurwa
|