Co rano wstajesz, idziesz do szkoły, męczysz się, żeby dostać durną liczbę, którą jakiś zupełnie ci obcy człowiek ma obowiązek wpisać do jakiejś tam książki zwanej dziennikiem. Wracasz do domu, gdzie już od progu słychać krzyki, ktoś coś uderzył, coś się potłukło.. Zamykasz się w pokoju, wkładasz słuchawki i leżysz patrząc w sufit. Myślisz, usilnie starasz się dostrzec dobre strony życia. W końcu zasypiasz, żeby obudzić się wieczorem, ogarnąć wszystko i zasnąć koło drugiej w nocy. I schemat się powtarza, i tak dzień w dzień. Jedno krótkie pytanie : po co? Jaki to ma kurwa sens ?!
|