Denerwuje mnie jak nikt, każdego
dnia sprawia, że zagryzam pięści
by nie przywalić mu w twarz, ale
jednak gorzej jest, gdy nie ma go
obok, przy mnie - wtedy szaleje,
myśli nie z tego świata wypełniają
mnie całą, lęk przeszywa Ciało,
serce jakby nie miało celu i sensu
dalszego bicia. Paradoks tkwi w
tym, że gdy jest powodem mych
łez, pragnę najbardziej w świecie,
by spijał je ze mnie i był przy
mnie, zapewniając, że będzie
zawsze, mimo wszystko. Nie
jestem w stanie zrozumieć samej
siebie, chyba zbyt często zdarzają
się chwile słabości, zbyt często
chcę zniknąć, z nadzieją, że byłby
pierwszą osobą, która szukałaby
mnie nawet na końcu świata, do
skutku
|