Nie wiem, w którym momencie to wszystko zaczęło się dziać. Ich było dziesięciu, nas było trzech. Spierdoliliśmy przed psami, ledwo nie zabijając się przy kolejnych przeszkodach. Wydawało się nam, że wszystko gra, przecież nic na nas nie mieli. Kilka nagrań, na których nie było widać przecież naszych twarzy - pomyliliśmy się. Koło jednego chłopaka z ferajny cała akcja nie przeszła bokiem, wpadli do niego w sześciu, zaliczył glebę, skuli go - byłoby na tyle. Nie zliczy nikt ile razy dostał pałą cały czas twierdząc, że nie znał nikogo, że był tam sam - nie wystawił nikogo psom. Proponowali mu niższy wyrok, że go wypuszczą całkiem jak da nazwiska, nie chciał. A teraz? Widzę go raz w miesiącu, kiedy mamy dla siebie 45minut, pod nadzorem strażnika. Dostał 3 lata - poszedł do grypsujących, próbuje jakoś przetrwać - żyć. Czasem napiszę kilka słów na kartce, którą później przynosi pod mój adres listonosz. Mijają kolejne miesiące, każdy czeka tylko na jego powrót. | niby_inny
|