Niech mnie ktoś wsadzi do rozpędzonego samochodu, bo nie mogę uwierzyć, że żyję. Czuję, że już jestem gotowa chłonąć wydarzenia jak gąbka, że potrzebuję kogoś, kto uderzy mną o podłogę tym samym powodując, że ta nieznośna skorupa się skruszy. Nie boję się bólu, bo chyba nic nie jest już w stanie mnie bardziej zranić. Więc karmcie mnie trucizną, bo rok w bezpiecznym kokonie zrobił ze mnie straszne ciepłe kluchy. Zawiążcie mi oczy i zabawmy się w ciuciubabkę, pozwólcie mi ryzykować, pozwólcie mi połamać sobie wszystkie kości, proszę, tak bardzo mi tego brakowało! Kopnijcie mnie, gdy powiem, że mam dość, albo wrzućcie mnie do zimnej, głębokiej wody. Nie pozwólcie mi znów uwięzić się w przezroczystej celi z zamkiem otwieranym na kod, którym uczyniłam litery układające się w pewne parszywe imię.
|