I tak trwała w tym gównie z toksycznym kolunem, radzili jej rzuć to w pizdu, mówiła nie umiem, dręczyli się z jej bólem wszyscy bliscy wokół, ale gdy była przy nim osiągała święty spokój, w natłoku myśli zastanawiała się często czy ta toksyczność ją zniszczy czy osiągną zwycięstwo i gdy już się wydawało, że są prawie w domu on znowu swoim pierdoleniem wpędzał ją do grobu. Jak ziomuś się skończyły ich wspólne wojaże ? Nie czaję, ale zdaje się, że nie pod ołtarzem i już ich nie spotykam razem ani osobno, zniknęli, przepadli jak kamień w wodę podobno... Bóg ukrył piekło w samym środku jej serce, ból chorób strach o niego, jeszcze to podkęcał, nie chciała od niego nic prucz bycia przy nim, ten nacpany kretyn nigdy tego nie rozkminił.... / Sobota - Toksyczna miłosc. ;(
|