Krew. Krew. Krew. Kości jak białe połamane patyczki. Ścięgna jaki białawe powrozy eksplodujące spod pękającej skóry ciętej przez najeżone kolcami łapy i ostre zęby. Obrzydliwy odgłos dartego ciała i krzyk- bezwstydny i przerażający w swoim bezwstydzie. W bezwstydzie i przerażający w swoim bezwstydzie. W bezwstydzie końca. Śmierci. Krew i krzyk. Krzyk. Krew. Krzyk... - Iola!!! Dziewczyna wyprężyła się jeszcze mocniej zagryzła, zacisnęła szczęki, cienka stróżka krwi popłynęła jej po policzku. - Ty widziałeś... widziałeś to? - Tak. Nie pierwszy raz. - I co? -Nie ma sensu oglądać się za siebie.
|