pierwszy od wielu wieczorów, kiedy w końcu potrafiłam zapomnieć o Twoim istnieniu. nieważne, że trwało to tylko, a może aż, 5,5 godziny. i ten słodki chłopak, z którym przegadałam i przetańczyłam większość imprezy, był cudowny. rozmawialiśmy jakbyśmy znali się od dawna, a nie zaledwie godziny czy dwóch, tańczyliśmy, śmialiśmy się, paliliśmy papierosy.. może to banał, ale to było cudowne. cudowne było to, że nie myślałam o Tobie, że moją głowę zaprzątały wyłącznie jego oczy i słowa. byłam spokojna, w sumie może nawet poniekąd szczęśliwa. 9 cyfr, a zależy od nich tak wiele.. to, czy uda mi się zapominać, będąc z nim, albo może w końcu w ogóle zapomnieć, być może pokochać, tym razem z wzajemnością i zwyczajnie poczuć szczęście. zobaczymy. ah, no i mój kochany B., z którym mogłam poleżeć nie musząc nic mówić, wyłącznie słuchając bicia jego serca i czując jego dłoń głaszczącą moje ramię. to cudowne, że ani przez sekundę nie przemknęło mi przez myśl byś znalazł się na jego miejscu, cudowne..
|