Widziałam dziś przepiękny wschód słońca.
Nie mogłam spać, bo coś mnie trapi przez co nie mogę usnąć.
Postanowiłam wyjść przed dom, usiadłam na tarasie a idealnie naprzeciw mnie wstawało słońce, zza lasu.
Widziałam tę pierwszą smugę światła wyrywającą się znad horyzontu. Gwiazdy powoli znikały i nastawał świt. Wolno, przeciągając się...
Po jakimś czasie wyszły lekko różowe smugi padające na drzewa, dachy, pola...
Już po chwili całe niebo było lekko różowe aż nagle, zobaczyłam tysiące barw a potem duże Słońce mrugnęło do mnie ;)
No i teraz się dopiero zaczęło. Koty zaczęły miauczeć, psy brzechać, koguty piały i ptaki zaczęły śpiewać swoje trele.
Kilka chmur zasłaniało słońce, ale były malutkie, co one mogą.
Lecz kilka minut później moja przygoda się skończyła gdyż w mgnieniu oka naszły ciemne chmury i musiałam zmykać do domu.
Chyba mnie znowu przewiało, ale warto było. Dla takiego widoku ;)
|