Wyobraź sobie, że masz wszystko. Wszystko, a tak naprawdę nic. Z dnia na dzień zdajesz sobie sprawę z twojej przeciętności, z bólu, który nie opuszcza Cię na nawet na krok. Poczucie winy rośnie razem z tobą, myśli wciąż krążą wokół jednej osoby, a ty... Ty czujesz się bezsilna. Wiesz, że nie możesz na to nic poradzić. Obiektywnie cały czas tkwisz w jednej skorupie, otoczonej miłością, ale nie taką zwyczajną. Boisz się dotyku, spojrzenia, gestu. Boisz się słów i zdań. Boisz się jego towarzystwa... Boisz się wszystkiego. Albowiem to co Cie otacza jest skażone. Umierasz w tym bagnie. Dusisz się, brakuje ci powietrza. Tak po prostu. Milkniesz.
Tak naprawdę nie wiesz, kiedy zaczęłaś kochać. Nie wiesz, z którą sekundą twoje serce zaczęło mocniej bić na jego widok. Nie zdajesz sobie sprawy kiedy to się stało.
|