Prosisz mnie żebym odprowadziła Cię do szkoły. W sumie nei mam nic przeciwko temu jest przed 23, mam troche czasu, tylko mi zimno, ale to nie przeszkadza. Siadamy na boisku szkolnym, cały plac okryty jest ciemnością nocy, niebo jest zachmurzone nie prześwituje nawet jedna gwiazda. Jesteśmy obok siebie. Zaczyna padać. PRzestaje mi zależeć na tym czy mam tapete czy już nie. Każesz mi iść pod daszek bo zmoknę. Mam na to wyjebane i stoje w tym deszczu razem z Tobą. W końcu podchodzimy pod drzwi szkoły, siadamy na schodkach. Puszczasz z mojego telefonu rap.Nagle wstajesz ściągasz sweter i koszulke a mi rzucasz swoją bluzę. Zeskakujesz ze schodów i wpadasz wprost w strugi deszczu. Patrzę na Ciebie i nie mogę oderwać oczu. Każdy zarys mięśnia, ścięgna na Twoim ciele jest dla mnie jak narkotyk. W głowie szaleją mi myśli, że jesteś "greckim bogiem", wariatem, ale przede wszystkim, że nie jesteś już mój. Wracasz po jakimś czasie cały przemoczony, wkładasz spowrotem ubranie i siadasz koło mnie.
|