Nie ma muzyki, nie ma fajek, nawet jest zbyt zimno żeby móc siąść na oknie i pomysleć. Znów nie wiem nic, znów się w tym gubie, znów pozwalam na to, by moje szczęście zależało od kogoś, nie ode mnie. Wszystko było poukładane, wszystko wychodziło na prostą, na prawdę czułam, że to zostaje daleko w tyle za mną. Do czasu. Wiem, jeszcze kilka dni będę to od siebie odrzucać, głośno sobie i innym wmawiać, że nic. Jednak chyba dziś już jestem pewna. To wróciło. Uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą i rozłożyło mnie na łopatki. I po części sama na to pozwoliłam, po części sama do siebie znów dopuściłam smugę nadziei, ktorej miało nie być. Pierdolona masochistka ot co...;/
|