Dzień i noc zlały się w jedną całość. Nie rozróżniam dni. Każdy jest taki sam. Tak samo beznadziejny i tak samo szary. Przepełniony muzyką i łzami. Nie dopuszczam do siebie świata zewnętrznego, chociaż czasem przebijają się krzyki matki, jakim to bezużytecznym pomiotem jestem. Wiesz, co? Zupełnie nie daje sobie rady. Chce umrzeć i mieć wreszcie święty spokój, nie czuć nic, nie musieć istnieć. Już nie potrafię udawać, nie potrafię na nowo układać tego wszystkiego, bo gdy już jestem prawie u celu znów upada, a ja kolejny raz ląduje na dnie. / calme
|