"masz zadanie z matmy?
-mam.
- dasz?
- może ... - powiedział, przygryzając wargę.
- dzięki. - ze śmiechem, wyciągnęłam zeszyt z Jego ręki. w pięć minut odpisałam te kilka ćwiczeń, usiadłam, oglądając zeszyt. podczas gdy studiowałam Jego pochyłe pismo, szatnia pustoszała. zostaliśmy tylko my. zadzwonił dzwonek, podniosłam się, biorąc torbę na ramię. stanął w wejściu do szatni, zagradzając mi drogę. - przepisałaś?
- mhm.
- to teraz wypadałoby podziękować. - powiedział, figlarnie się uśmiechając.
- dziękuję. - powiedziałam, patrząc Mu w oczy.
- eee, ładniej. - nalegał.
- baaardzo ładnie dziękuję. - odpowiedziałam, starając się opanować szalejące w brzuchu motyle. - nie starasz się, koleżanko. - stwierdził. było pięć minut po dzwonku.
- czekam. - ponaglił. pod wpływem impulsu wspięłam się na palce i na ułamek sekundy złączyłam nasze wargi.
- może być ? - szepnęłam i nie dając Mu czasu na ochłonięcie, przecisnęłam się obok i z łomoczącym sercem pobiegłam na lekcję."
|