budzę się następnego ranka i nie pamiętam co się stało
w mojej głowie tylko szum, to niewyobrażalny chaos
wstaje z łóżka i zaciągam się tym dymem samotności
już nie jeden z nas wykitował, odgłos łamanych kości
ten człowiek już skończył pościg za swoim szczęściem
ten głupiec popełnił samobójstwo z myślą o zemście
chciał odegrać się na Bogu, dlatego, że dawniej on mu
nie pomógł, nie powiedział nic z zasznurowanych ust
gdy ten błagał go o pomoc, wycelował w Boga spust
lecz on milczał, a w okół człowieka krażyło kilka dusz
siadam na parapacie, w ręku trzymając niedopalonego
papierosa i gorącą kawę i słucham jak oni tam bredzą
patrzę z okna, na te rozmazane postacie, te twarze
z których wycieka sens życia, każdy z nich to błazen
ośmieszają się na każdym kroku, nie wierząc że Bóg
istenieje, od strony stworzyciela powiał okropny chłód.
|