Jak się wtedy czuję? Jak po kilku kreskach i ulubionym piwie. Pełny, szczery uśmiech nieznikający z mojej twarzy przez długie godziny, które zdają się być zaledwie minutą. Odrzucam wszelakie troski o jutro, i płacz, który jeszcze przed chwilą wisiał w powietrzu. Zniknął. Jednak są tego konsekwencje. Kac. Potworny kac w postaci tęsknoty. Zdaję się łapać mnie za szyję i podduszać każdego wieczoru, aż do momentu kiedy robię się blada i sina. Próbuję złapać oddech słysząc za sobą gorzki śmiech wychodzący prosto z mojej klatki piersiowej. Serce nabija się z własnej naiwności i ogromnych nadziei, a jednak, kiedy przychodzi kolejny wieczór pierwsze stoi w kolejce po kolejny kieliszek, żeby tylko zabić ból. Świadomość, że za niedługo nadejdzie koniec. Koniec wszystkiego. / happylove
|