Był dla mnie zimną wodą w upalny dzień, rozgrzeszeniem po nocy igraszek, słowem nieprzechodzącym przez moje gardło, wódką w melancholijny wieczór, blantem przy zachodzie słońca, kapeluszem na plaży, bluzą podczas zimnego wieczoru. Był moim jedynym nauczycielem życia, wykładowcą marzeń i psychologiem czasu. Był tlenem, krwistoczerwonym winem z róży, paczką najlepszych papierosów, dużą butelką Carlsberga. Był moją heroiną, bez której nie umiałam funkcjonować, strzykawką, w której ją umieszczałam i żyłą, do której ją wstrzykiwałam. Był Bogiem i ostatnim pedagogiem od problemów, otaczających mnie z wszystkich stron. Był oazą spokoju, kolorową taflą lodu na szarym jeziorze, wchodem słońca na wybrzeżu i studnią wody na pustyni. Dobrze, że był.
|