Zmusiła usta do cierpkiego uśmiechu, tłamsząc chwilowe ukłucie - kiedy ludzie zataczali się coraz głębiej w rutynie, on wymykał się szarości, siadał na zazielenionym pagórku i raczył wiecznie zmęczone oczy błękitem nieba. Czasami miała wrażenie, że był ponad rzeczywistość, że jakimś cudem przenikał przez tę fasadę i docierał do prawdy, która łagodnie spowalniała szaleńczy tryb życia i zsyłała sen.
|