8 stycznia, 19. z domu wyszłam przerażona, bo jak nie bać się, że swym zachowaniem mogę jednocześnie złamać komuś serce? w dodatku komuś, kto nie raz pozostawiony został sam sobie, po wcześniejszym rozdarciu na strzępy. cholernie się bałam. i cierpiałam, cierpiałam, bo nigdy dotąd tak mocno nie pragnęłam odwzajemnić uczucia, ale jak? jak, kiedy serce mówi zupełnie co innego. jak, kiedy w głowie wciąż tylko te pieprzone 6 liter skurwieloskiego imienia i oczy, które zawsze hipnotyzowały? spotkaliśmy się po raz pierwszy. kolejną noc spędziłam na standardowym przemyśleniu wszystkiego, co zaczęło się we mnie dziać. poczułam się nijako, pierwszy raz zrozumiałam, że wciąż dążyłam do tego, czego nie ma, nie było i nie będzie. przerażające uczucie. później pojawiła się iskierka nadziei, nadziei na lepsze, na nowe, na coś, czego jeszcze nie czułam. i ogromna kropla zdecydowanej niepewności, względem własnego serca. "nowy rok, nowa ja, nowe życie" - pomyślałam./keepyouforever
|