Muszę jakoś się zaakceptować. Niby nie jestem brzydka. Nie ważę tam też za dużo. Może z max. 5 kg mogłabym schudnąć. Mam ładną skórę, włosy też, zęby to zdecydowanie mój atut. Więc co jest? Czemu ciągle nie mogę siebie zaakceptować w 100%. Idę na basen i myślę, że jestem za gruba, gdy wcale tak nie jest. Oglądam się, widzę piękne dziewczyny, które chodzą dumnie i widzę wielkie, potężne kobiety, które nie ustępują dumą od tych chudych. I nagle zapominam o tym, że są grube. Są takie pewne siebie, takie dumne - akceptują siebie, co sprawia, że zwraca się uwagę na ich zalety, a nie wady. I tego tak na prawdę zazdroszczę, tym wszystkim kobietom. Nie ciała, nie włosów, ani charakteru, figury, chłopaka, czy czegokolwiek. Cholernie zazdroszczę im pewności siebie. Tego chodzenia z podniesioną głową i oznajmiania światu "Patrzcie, dobrze mi z sobą, jestem piękna".
|