A więc już to zniknęło, zniknęło niczym gwiazdy na niebie, gdy staje się dzień. Nie ma już Ciebie, nie ma już nas, nie ma niczego, co było wspólne. Zabrałaś swoje serce, uszkadzając przy tym moje, pozostawiając kaleczące blizny i ciężki oddech z płaczem na policzkach. Wbiłaś mi w serce igłę, a nawet miliony igieł. Czuję je do dzisiaj, kiedy samotnie siedzę na dachu wieżowca z kartką papieru opisując Twój uśmiech. Pozostaje tylko przechylić się do przodu i z niego skoczyć, skoczyć, nie czuć już nic, i nie płakać budząc się rano z widokiem pustej pościeli, bez Ciebie. Chyba umarłem nie skacząc z niego. Nie wiem co mam robić dalej. Czasami przypominam sobie tylko, że warto położyć się samotnie na łóżku i skulić w kłębek, żeby chociaż przez chwilę nie czuć aż tak bardzo ran i blizn na sercu, bo zdradzone serce nie czuje już tak samo, a serce, które po prostu umarło tym bardziej. Często mam chwile słabości i arytmie, które miną, kiedy ona wróci. Czyli nie miną nigdy.
|