Są takie dni, kiedy mam ochotę tylko usiąść gdzieś w kącie pokoju, przytulić się do pluszowego misiaka i wypłakać mu wszystkie swoje żale, lęki, niepewności i rozterki. I chociaż wiem, że nic mi nie podpowie, to przynajmniej mam również świadomość, że nie obwini mnie o zniszczenie sobie życia. Nie potępi mnie, nie odrzuci, nie skreśli... będzie przytulał dotąd, dopóki ostatnia łza nie wyschnie na moim policzku. A potem pozwoli mi iść swoją drogą, czekając w gotowości, żeby znowu przynieść mi ulgę i ukojenie...
|