Przychodzi przed szkolę, z plecakiem na ramieniu i uśmiechem, który już sugeruje, że ma coś na sumieniu. Taki jak zawsze: wyluzowany z kilkudniowym zarostem na twarzy i z głową pełną myśli, które ulatują, kiedy podchodzę. Nawet kiedy rzucę mu się na szyję, a później uderzę w ramię i wypomnę coś to zaśmieje się, przeprosi i powie, że jednak ta przyjaźń przetrwa wszystko. Taki właśnie jest. Każdy przechodzień uznałby nas za parę, ale między nami nie ma takiej miłości jakiej by oczekiwali.
|