Mówi się, że gdy pada deszcz, to nie widać łez. Ja widziałem, dokładnie... Oprócz nic nieróżniących się od siebie kropli deszczówki na jej twarzy, odróżniałem dwa strumienie płynące od oczu, przez policzki, ku ustom. Strumienie wyrażające ból, widniejące wspomnieniami, przepełnione niewyobrażalną tęsknotą. Inne, niż te pozostałe, nic nieznaczące kropelki. Takich łez nie da się nie zauważyć. Miałem wrażenie, że widzę to tylko ja. Że nikt inny nie umiał rozszyfrować niemego krzyku jej źrenic. Szła, nie mówiąc nic. A wyglądała jakby chciała wypowiedzieć tysiąc słów o tym jak cierpi, o tym jak boli, o tym jak nie potrafi przestać. Jednak szła, milcząc. W przekonaniu, że gdy pada deszcz to nie widać łez...
|