siedzieliśmy w jednym z opuszczonych zakładów. 'chodź tu gnido' powiedział
i pociagną oddalając się od reszty. 'no co?' zapytałam obserwując bawiących się kilka
metrów dalej kumpli. 'wyjeżdżam.'. 'ee, i tylko po to mnie tu ciągnąłeś? co za idiota.
ale sponio, o której będziesz?' mruknęłam. 'ja wyjeżdżam, rozumiesz? cholera wyjeżdżam
na stałe!' wrzasnął czekając na moją reakcję. 'słucham?'. 'wyprowadzam się do matki, do
dessel.' oznajmił. 'że co? na długo?' 'kurwa na zawsze! pojmij to w końcu, ja nie wróce.
już nigdy więcej mnie nie zobaczysz!' wrzasnął wbijając swój wzrok we mnie.
'nie możesz. przecież ja, ty.
przeciez my. obiecałeś że mnie nie opuścisz! nie możesz, słyszysz! nie zgadzam się! nie!
' wrzeszczałam uderzając pięściamy w jego klatkę piersiową. 'wiem' wyszeptał przytujając
moje drobne ciało do siebie. 'nie rób mi tego' prosiłam zalewając się łzami i dusząc myślą
że odchodzi już na zawsze./kochajnoo
|