było jakoś około 3 w nocy.spałam,gdy nagle poczułam wibracje telefonu nad głową. odebrałam, słysząc głos Damiana,który prosił mnie bym wyszła. adecydował impuls-zeszłam na dół.zobaczył mnie i wyszedł z auta,z bukietem róż.'daj sobie spokój'-powiedziałam, podchodząc do Niego.milczał, wręczając mi kwiaty. 'myślisz,że jakieś denne róże coś zmienią?'-zapytałam. 'myślę, a nawet jestem pewny,że ja się zmienię'-powiedział,trzymając mnie za rękę. 'a może ja już nie chcę Twojej zmiany?' - powiedziałam,oddając mu kwiaty i wracając do środka. zatrzymał mnie,złapał za ramiona i potrząsnął mną. 'to czego Ty chcesz? chcesz to wszystko puścić z dymem?'-wykrzyczał. patrzyłam na Niego ze łzami w oczach.'to Ty to wszystko puściłeś, z płynem,czterdziestoprocentowym'-wykrzyczałam mu w twarzu,odpychając Go od siebie.odszedł ode mnie, i z całej siły uderzył w swój samochód,rozwalając przy tym rękę.patrzyłam na Niego z bezradnością - nie potrafię już,nie mam sił,nie tym razem..||kissmyshoes
|